piątek, 13 września 2013

Kilka myśli o mądrości i o teściowej.

Chciałabym być mądrą kobietą. Kiedyś myślałam, że będę na dobrej drodze do osiągnięcia tego celu, gdy zostanę mamą. I pewnie coś w tym jest, bo odnoszę wrażenie, że moja ogólna mądrość życiowa (nie mylić w żadnym wypadku z ilorazem inteligencji) rozwija się wprost proporcjonalnie do czasu spędzanego z Synami. Jednak ostatnio chodzi mi po głowie takie przemyślenie, że prawdziwy egzamin zdam dopiero, gdy zostanę...teściową. 
O!
Oczywiście biorę pod uwagę wiele możliwości - nasze dzieci mogą przecież pójść drogą Bożego wołania (nie bez powodu w pierwszej ciąży ustalałam ze świętym Józefem, że chętnie Pierworodnego na służbę Panu oddam - ale Synu pamiętaj Matka daje Ci pełne prawo do decydowania o swojej przyszłosci!); mogą w zupełnie innym kierunku powędrować i wcale nie wykazywać chęci ożenku, wykazując przy tym spore zainteresowanie płcią przeciwną  (nie wzbudziłoby to zbytniego entuzjazmu Matki, bo ja zdecydowana tradycjonalistka jestem i twierdzę, że "bez Boga, ani do proga" a bez ślubu to wiadomo, że bez wyżej Wymienanego; mogą też Potomkowie nasi (i tu trwoga na samą myśl me serce przepełnia) pozwolić sobie w głowach namącić  i pójść w stronę tęczowych przekonań, a co się z tym wiąże to chyba większość wspólcześnie żyjących dobrze wie; a i jeszcze jedna opcja własnie przyszła mi do głowy - mogą nasi Panowie (a możę i Pani w przyszłosci) Matkę i Ojca pozostawić i wcale im wybranek/ców swego serca nie przedstawić (genetycznie uwarunkowane to może być), a wtedy bycie teściową znacznie utrudnione bywa. 


Ufam oczywiście, że uda nam się tak Dziatki nasze wychować ( ale nie wytresować), że będziemy się wszyscy spotykać przy Olbrzymim Drewnianym Stole i zajadać choćby chleb z białym serem, byle razem. 

A wracając do mądrości i do teściowej - chyba ten długawy wstęp unicestwił moją główną myśl i pora na herbatkę!

ps. Dzieci śpią. A Ati poszedł usypiać JS i najprawdopodobniej podzielił jego los. Przecież pada, a kto w taką pogodę martwiłby się, że sterta prasowania czeka i podłogi się lepią i remont czeka. No kto? Sami powiedzcie. Wiadomo, że MATKA.

cdn.

1 komentarz:

  1. Hmmm widzę, że nie tylko mnie spokój w sercu się mąci jak myślę o przyszłości dzieci w kontekście różnych kolorowych przekonań, programów wprowadzanych w przedszkolach, usiłowań by zrównać jednych z drugimi... ech.
    A co do latarki i innych takich... Staram się postawić wtedy na miejscu dziecia i pomyśleć jak ja się wtedy czułam, kiedy przenosiłam się do tego "zaczarowanego świata" i czasem poluzować sznurki ;) Choć właściwie u nas to dopiero początki takich przygód. :) Oby nasze dzieci wspominały ten czas jako coś baaardzo dobrego!

    OdpowiedzUsuń